Gdy zdrowie nie oznaczało braku choroby
Gdy pokój nie oznaczał wojny na naszym progu
Gdy był pokój wokół naszy granic
Gdy mogliśmy grać w bierki bez wzmianki o politycznych grach
Kiedy świat był spokojny, a zło tliło się tylko w obawach naszych władców
A teraz pali się, wali
Nasz spokój, nasz dom, nasz pokój
Nasze podwórze, nasze jestestwo, nasze nadzieje
Na świat, który miał być spokojny i dobry po czterdziestym piątym
I jesteśmy zjadani.
Przez przemysł, zysk i paranoję
Przez gonitwę za prywatną żądza
Przez pragnienie kilku chciwych ludzi
Ile jeszcze możemy to znosić
Bol, cierpienie, niepewność
My, zwykli ludzie
W obliczu wielkich sił
Każde dziecko ma potencjał być kimś niezwykłym
Niezapisana karta, która może wznieść się z wiatrem dobroci
Lecz ucięta zostaje linia jej losu
Przez kulę wystrzelona przez szaleńca